piątek, 11 września 2015

Rozdział 5

23 LIPCA 2010

Melancholia. 
Tak właśnie mogłabym opisać moje życie w tej chwili. Od jakiegoś czasu nie jestem w stanie wykrzesać z siebie choćby grama energii czy chęci do życia. Jedyne, co mi wychodzi to leżenie w łóżku i myślenie o beznadziejności całej tej sytuacji. 
Harry jest na bootcampie, zachowuje stoicki spokój, a ja siedzę i się zamartwiam. Wiem, że pójdzie mu dobrze, zupełnie nie o to mi chodzi. Po prostu przyzwyczaiłam się do jego obecności tuż obok przez ostatnie 11 lat. Tak wiem, jestem żałosna i patetyczna. 
Zwyczajnie zbyt dużo o tym myślę. Powinnam skupić się na sobie i swoim życiu. Za miesiąc zaczynam nową szkołę, której przez kolejne dwa lata będę musiała się całkowicie poświęcić, żeby dostać się na dobre studia. Nie wybrałam jeszcze przedmiotów, których będę się uczyć, a więc to kolejna sprawa, którą powinnam przemyśleć zamiast stresować się życiem Stylesa. Właściwie to jest jakiś milion spraw, którymi powinnam się zająć zamiast marnować czas leżąc w łóżku. 
Z przemyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. 
- Proszę - mruknęłam na tyle głośno, żeby osoba po drugiej stronie drzwi mnie usłyszała. Nim zdążyłam mrugnąć, przez drzwi do pokoju wpadła, bo nie mogę powiedzieć że weszła, Lottie we własnej osobie.
- Dzień dobry! Przyszłam pęknąć tę bańkę w której żyjesz i Cię trochę rozerwać - oznajmiła blondynka. 
- Co masz na myśli? - westchnęłam. 
- Dowiedziałam się od Twojej mamy, że dzisiaj i jutro masz wolne, więc porywam Cię do Chester na małe zakupy, a wieczorem idziemy do Jasona. Nie mamy czasu do stracenia, więc wstawaj i się ubieraj - wyrecytowała tonem nieuznającym sprzeciwu.
Niechętnie podniosłam się z łóżka i otworzyłam szafę. Wyciągnęłam z niej dżinsy i białą koronkową bluzkę, po czym ruszyłam do łazienki żeby się przebrać. Co prawda mamy końcówkę lipca, ale pogoda w Cheshire nie rozpieszcza. Gdy byłam już ubrana przypudrowałam twarz, nałożyłam dwie warstwy mascary i byłam gotowa. Hura, zapowiada się cuuuuudowny dzień… (czujecie ten sarkazm?)

Do Chester zawiozła nas mama Lottie, która miała tam kilka spraw do załatwienia. Wysadziła nas na głównej ulicy, gdzie miała nas później odebrać. Blondynka najwyraźniej postawiła sobie za cel nadrzędny przeciągnięcie mnie po wszystkich możliwych sklepach, jakie były w zasięgu jej wzroku, co zaowocowało utratą połowy mojej miesięcznej pensji. 
Obwieszone torbami władowałyśmy się do małej kawiarenki, która akurat była najbliżej.
- Znajdź jakieś miejsce, a ja pójdę zamówić dla nas kawę - wow, wykazałam jakąś inicjatywę. Lottie tylko kiwnęła głową i udała się wgłąb kawiarni.
- Poproszę dwa razy latte… I może jeszcze ten sernik na zimno, też dwa razy - kelnerka skinęła głową i uśmiechnęła się do mnie.
Odwróciłam się na pięcie i poczułam przed sobą przeszkodę. Nie wiem, czy już wspominałam, ale moją cechą charakterystyczną jest nadzwyczajna koordynacja ruchowa (czujecie ten sarkazm?). Poczułam że tracę grunt pod nogami, kiedy dwie dłonie chwyciły mnie w pasie. Stanęłam w pionie, a moje policzki przybrały kolor buraka. Odważyłam się spojrzeć w górę i moim oczom ukazał się przystojny blondyn o śnieżnobiałym uśmiechu. 
- Prze… przepraszam - udało mi się wyjąkać.
- Nic nie szkodzi, wpadaj częściej - uśmiechnął się do mnie. - Jestem Nate.
- Mia.
- A więc co robisz tutaj sama Mia? - spytał. Jego oczy miały tak głęboki odcień błękitu, że można by w nich zatonąć niczym w oceanie. 
- Nie jestem sama…
- Och, a więc masz chłopaka?
- Nie, nie! - Rzuciłam szybko. Zbyt szybko. Boże, jeszcze wyjdę na jakąś desperatkę. - Jestem tutaj z przyjaciółką - uśmiechnęłam się.
- Ach. Co powiesz na to, żebyśmy gdzieś kiedyś wyskoczyli? - Zapytał. Kurcze, wyglądał zdecydowanie zbyt dobrze, żeby mu odmówić. Wymieniliśmy się numerami, po czym udałam się w kierunku Lottie.
- O. Mój. Boże. - Rzuciła na mój widok. - Co to za przystojniak, z którym właśnie rozmawiałaś?
- To Nate… Mój nowy znajomy - odpowiedziałam wymijająco.
- Jest zajęty? - Spytała. Poczułam ukłucie, jakby… zazdrość? Uspokój się dziewczyno, przecież dopiero co go poznałaś.
- Tak jakby. Umówiliśmy się na piątek.
- No nie gadaj! Mia idzie na randkę! No nie wierzę, że to dzieje się naprawdę.
- Uspokój się, bo przyciągasz uwagę ludzi. Poza tym, to nie randka. To tylko przyjacielskie spotkanie.
- Porównujesz wieczór z boskim Natem do wieczoru z Harrym? Albo Jasonem? Proszę Cię…
- No dobra, może to i randka. Ciekawe co Harry na to…
- A co on ma do gadania? To Twoje życie, a nie jego - powiedziała nieco oskarżycielskim tonem.
- Wiem, wiem. Ale chodzi mi o to, że jest dla mnie jak starszy brat. Will i Mike, a nawet James, pewnie by mnie wyśmiali i zamknęli na klucz w pokoju - zaśmiałam się na samą myśl o tym, że miałabym powiedzieć któremukolwiek z moich prawdziwych braci o tym, że umówiłam się z chłopakiem, którego znam mniej niż tydzień. A już tym bardziej, jeśli powiedziałabym, że idę z nim na imprezę w innym mieście. - Jeju, tylko w co ja się ubiorę?
- No w końcu myślisz i mówisz jak człowiek - zaśmiała się Lottie.


O 20 byłyśmy już pod domem Jasona. Jego rodzice wyjechali zostawiając chłopaka samego z jego starszym bratem, Danielem. Dan postanowił urządzić domówkę dla swoich znajomych, więc Jason zaprosił także nas. Większość obecnych była od nas starsza o 2 czy nawet 3 lata. Ba, znalazła się tutaj także moja własna siostra, Ruby. 
Postanowiłyśmy razem z Lottie i Ivy trzymać się razem, jednak jak się później okazało nie było to takie proste. Ivy była wysoką i chudziutką blondynką, w dodatku wyglądała na więcej niż 16 lat, więc starsi chłopcy od razu porwali ją do tańca. 
Wkrótce także Lottie poszła tańczyć z… Jasonem (okeej, pozostawmy to bez komentarza), więc zostałam sama. Udałam się w kierunku kuchni licząc na to, że znajdę tam jakieś piwo czy cokolwiek. Udało mi się wyłowić puszkę z lodówki. Gdy tylko się obróciłam, moim oczom ukazał się blondyn, na którego już dzisiaj wpadłam.
- Mia? Jaki ten świat jest mały - uśmiechnął się. Zmierzył mnie wzrokiem, a ja podziękowałam sobie w duchu, że za namową Lottie zgodziłam się założyć krótką, obcisłą czarną sukienkę. - Wyglądasz świetnie.
- Ty też niczego sobie - mrugnęłam. - Jak się tu znalazłeś?
- Mój kumpel zna gościa, który to zorganizował. Może masz ochotę zatańczyć?
- Jasne - uśmiechnęłam się. Nate chwycił moją rękę i pociągnął mnie w stronę pokoju gdzie wszyscy tańczyli. Kilka kolejnych godzin spędziliśmy tańcząc i pijąc na zmianę. Nawet nie zdążyłam się zorientować kiedy wybiła północ. Niestety tej nocy byłam jak Kopciuszek i o 24 musiałam opuścić swój bal. 
W oczach Nate’a pojawiło się lekkie rozczarowanie, ale przypomniałam mu, że przecież jesteśmy umówieni w przyszły piątek. Zebrałam swoje rzeczy i miałam już wychodzić razem z Lottie i Ivy, kiedy poczułam, że ktoś chwyta moją dłoń. Oczywiście był to nie kto inny, jak tylko blondyn. Obrócił mnie w swoją stronę i przyciągnął moje ciało tak, że nie dałoby rady wsadzić między nas kartki. I wtedy połączył nasze usta. 
Początkowo zamarzłam ze zdziwienia, ale już po chwili czułam jak w moim brzuchu latają przysłowiowe motylki. Oddałam pocałunek i poczułam jak ciało chłopaka się rozluźnia. 
Z amoku wyrwało nas odchrząknięcie Ivy, która poganiała mnie do wyjścia.
- Do zobaczenia Nate - szepnęłam i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych.  


__________________________


A więc... pojawił się nowy bohater. Nate - jak myślicie, czy jest taki idealny, za jakiego uchodzi? ;) Ach, no i dobrnęliśmy do sądnego dnia. Co wydarzyło się u Harry'ego , kiedy Mia bawiła się z nowo poznanym kolegą? :)

PS kogo widzielibyście jako Nate'a? Nie mam pomysłu na "aktora"

2 komentarze:

  1. Nie, nie, nie, nie. Nate zdecydowanie mi się nie podoba. Juz go nie lubię.
    Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział per-fect. Zgadzam się, że ten Nate jest dziwny Xd Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń